Trudną chorobę i związane z nią utrudnienia w funkcjonowaniu znoszę cierpliwie i z uśmiechem na ustach, a zwykły ból migdałów, katar, gorączka (czytać angina)rozwalają mnie - mam ochotę leżeć i jęczeć. Jestem na zwolnieniu, leżę ale nie jęczę więc nie jest jeszcze tak źle:)
Dzisiaj Bratowa miała ostatni dzień kolejnej serii chemii (ma ją przez piec dni co trzy tygodnie). Czuje sie lepiej, ale leukocyty ciągle spadają.Córka przedszkolanki mojego bratanka, też ma raka jelita grubego, i też podobno ciągle spadają Jej leukocyty. Wychodzi na to, że to normalne jest,nie jest to jednak pocieszające.
Zeby nie kończyć tak pesymistycznie, napiszę że ciągle wierzymy, że Ona z tego wyjdzie. Ciągle mamy nadzieję, i wierzę, ze Jej nie stracimy.
A mnie czeka kolejna wizyta u ortopedy i kolejne prześwietlenia, zobaczymy co jest mi pisane, poprawa czy pogorszenie? Cokolwiek usłyszę, przyjmę to ze spokojem. Bo dopóki życie trwa, nie stracę nadziei, bez Niej czułabym sie pusta jak bez miłości i nie miałabym tyle sił "Dziś jestem silna, zupełnie inna-
Gotowa by dalej żyć..."
Oto ja... uśmiechnięta i pogodna mimo wszystko... lubiąca przebywać wśród innych
tak wyglądam teraz, kiedy chodzę ,jeśli jednak kiedyś nie będę mogła chodzić (co zdaniem lekarzy jest nieuniknione) nadal będę chętnie pokazywać sie innym, bo to czy będę chodzić czy nie, nie zmieni mojego pozytywnego nastawienia do ludzi i do siebie.
Nasze życie ma przede wszystkim takie barwy jakie mu nadamy. Bo nawet jeśli nie mamy wpływu czasami na Nasz los, to zazwyczaj mamy wpływ na to jak podejdziemy do tego czym los Nas obdarza.
Daje by odbierać odbiera by dawać... Tylko On ma do tego prawo.
Czasami jednak tak trudno to zrozumieć. Czasami sensu brak.
Płakać nie będę na przekór wszystkiemu i wszystkim smiać się będę głośno i szczerze.
Bo w życiu traci się coś by coś zyskać
i zyskuje coś by tracić coś innego.